Krach, krach i jeszcze raz krach!

Krachem straszą inwestorów odkąd pamiętam i uwierzcie mi lub nie, ale zawsze, nawet podczas najgorętszej hossy, znajdą się osoby propagujące kasandryczne wizje. Pamiętam jak na kultowym już teraz forum Money.pl pisał niestrudzenie niejaki Kenobi i można było typa podziwiać za determinację - przez cały 2005, 2006 i połowę 2007 przestrzegał przed nadchodzącym krachem i...w końcu trafił ale gdybym się go posłuchał to bym nie zarobił 900% na Mostostalu Zabrze, ponad 100% na Prochemie, dwukrotnie po 100% na Biotonie i na wielu innych spółkach - szło mi tak dobrze, że przez moment nawet miałem myśli o rzuceniu etatu i zostaniu zawodowym inwestorem (miałem zarobione momentami ok. 30 miesięcznych pensji więc jako 30-letniemu wtedy gościowi mogła mi uderzyć sodówka). Na szczeście szybko wtedy otrzeźwiałem bo nadszedł ten zapowiadany przez czarnowidzów krach - modne spółki szybko się przepołowiły a ja byłem przerażony, że giełda akcji może przez wiele lat nie wrócić do łask i będzie jak w Japonii od 1990 roku, czym często straszyli sceptycy inwestowania długoterminowego. Odklepałem moje pozycje dopiero w styczniu 2008 roku, po tym jak stopa bezrobocia w USA wzrosła o 50 pp (50 punktów bazowych) bodajże z 4,9 na 5,5%, co jest bardzo skutecznym wskaźnikiem nadejścia recesji i bessy na giełdzie. Potem musiał minąć jeszcze rok zanim giełda trwale odbiła i ostatecznie w lutym 2009 roku nastąpiła sesja przełomu i na gigantycznym obrocie WIG z mocnych spadków został wyciągnięty na plus. Niestety pomimo tego że spekulacyjnie zarabiałem nawet niezłe pieniądze to większość kapitału chroniłem i ani nie myślałem aby powracać na rynek, będąc przekonanym, że to kolejny tzw. "bear market rally" jakich było kilka po drodze przez ten prawie rok i nie chciałem się nabrać na następną pułapkę niedźwiedzi. Jak na złość indeksy rosły i modne spółki zyskiwały po kilkaset procent ale niestety beze mnie na pokładzie, bo wciąż byłem niedźwiedziem. Przez okres bessy byłem zafascynowany inwestorami, którzy przewidzieli krach i/lub na nim zarobili takimi jak Peter Schiff, Jim Rogers czy John Paulson - szczególnie dobrze przemawiał do mnie ten pierwszy i był na tyle przekonujący, że nie zamierzałem nawet myśleć o powrocie na rynek z poważnymi inwestycjami długoterminowymi. Tak przy okazji - to był czas, kiedy Warren Buffett i jego metody był powszechnie wyśmiewany i gdy mówiem że jestem longterm to wywoływało to uśmiechy politowania - wiele osób na zawsze straciło wiarę w giełdę akcji....

Powrót na rynek i nawrócenie się na byka, wcale nie było dla mnie łatwe ani przyjemne, bo ogłosiłem się optymistą, dopiero na wczesną wiosnę...2010 roku czyli przyznam się szczerze, przegapiłem ponad rok naprawdę mocnego odbicia na rynku, podczas gdy niektóre dobre spółki zyskały po kilkaset a nawet kilka tysięcy procent. WIG zyskał prawie 120% podczas gdy ja się temu przyglądałem i jak Peter Schiff i Jim Rogers, co chwila wypatrywałem krachu za rogiem a ten jak na złość nie nadchodził...pomimo tego że powodód ku niemu było co niemiara. Powrót na rynek był bolesny, bo kilka tygodni po nim nastąpił słynny "flash crash" w USA i przez moment przeżywałem ciężkie chwile - wiecie jak to jest, gdy po dłuższym czasie zmieni się z trudem nastawienie a od razu potem dostaje się zonk do rynku - skąd my to znamy co? 😊

Jednak zacisnąłem zęby i utrzymałem pozycje i gdybym jednak wtedy słuchał się dalej Petera Schiffa, Jima Rogersa czy Kenobiego (tak, dalej obstawiał tzw. double dip recesion i drugą falę globalnego kryzysu) to bym nie zainteresował się pewnie nigdy CD Projektem, w który zacząłem inwestować już w 2011 roku, kiedy był notowany jeszcze jako Optimus. Oczywiście droga nie była usłana różami, bo co pewien czas musiałem stawać w szranki z kolejnymi zagrożeniami jak Grexit 2011, problemy Włoch 2012, bankructwo Cypru 2013, aneksja Krymu i likwidacja OFE 2014, Chiński krach 2015, Brexit 2016, Wojny handlowe Trumpa 2018-19, Covid-19 rok temu i pewnie w tym roku też z jakimś zagrożeniem przyjdzie mi stanąć do walki ale jak widać cały czas jestem na rynku, inwestuję zgodnie z przyjętą strategią i od 2013 roku regularnie notuję spore zyski z giełdy (z przerwą w 2014 roku kiedy poniosłem niewielką stratę)

Tamte wydarzenia ugruntowały u mnie przekonanie, że giełda to w głównej mierze psychologia i że strach, paradoksalnie będzie zawsze a im jego więcej tym jest większy potencjał do wzrostu dla akcji, bo wspinają się na klasycznej ścianie strachu. Po latach w końcu zrozumiałem starą, znaną maksymę Buffetta "bądź chciwy, gdy inni się boją" i zacząłem ją z powodzeniem stosować.
Drugim elementem, który mnie bardzo wzmocnił to uświadomienie sobie istnienie cykli na rynku i wykształcenie mocnego przekonania, że nawet po najgorszych załamaniach następują równie mocne odbicia i że giełda daje zarobić osobom zdeterminowanym, cierpliwym i podchodzącym do inwestowania systemowo. Jeśli ktoś podchodzi do niej emocjonalnie i życzeniowo to niestety będzie na niej cierpiał i według mnie nie odniesie trwałego sukcesu.

Kiedy zatem nastapi krach?

Odpowiedź jest prosta - kiedy ludzie negatywnie nastawieni do rynku będą publicznie wyśmiewani, tak jak wyśmiewany był strasznie każdego dnia Kenobi na początku 2007 roku, kiedy to spółki budowlane rosły po 10% dziennie i każdy wzrost poniżej dwucyfrowego wywoływał u inwestorów rozczarowanie 😊 tak było - kto wtedy inwestował ten pamięta. Krach nastąpi, kiedy zdecydowana większość pesymistów zostanie nawrócona na wzrosty - przestaną wieszczyć apokalipsę, bo sami będą zapakowani w akcje 😀
Dobrze jest też mieć jakieś swoje własne, prywatne antywskaźniki - ja mam osoby wśród moich znajomych, nie interesujace się na co dzień akcjami, które całkiem nieźle działają - jak tylko zaczynają zauważać wzrosty na giełdzie, to można być niemal pewnym, że góra za kilka tygodni będzie zwała 😀

Na koniec jeszcze jedno przesłanie - giełda rośnie w skutek przewagi popytu nad podażą. Może zatem rosnąć podażowo, kiedy to spółki byłyby wycofywane z giełdy, skupywałyby swoje akcje własne a przy tym nie byłoby nowych debiutów. Może też rosnąć popytowo, kiedy to na rynek napływa świeży kapitał w takich ilościach, że nawet wysyp nowych debiutów jest w stanie ten nowy popyt zaabsorbować. Obecnie mamy właśnie do czynienia z tym drugim wariantem i tak dla przykładu tylko inwestorzy indywidualni zadeklarowali ostatnio popyt na 2,6 mld zł akcji Huuge Games, liczba nowych rachunków maklerskich rośnie w tempie ok. 15 tys. miesięcznie, TFI mają największe napływy od wielu lat (+500 mln zł w styczniu) czyli dopóki kasa płynie na giełdę w tak przytłaczających ilościach to akcje będą rosły. Mamy też zerowe stopy procentowe, czyli że akcje nie mają konkurencji w postaci wysoko-oprocentowanych lokat bankowych, czy rentowności obligacji (1,33% - tyle można otrzymać odsetek z 10-letnich obligacji rządu!).

Na koniec jeszcze tylko jeden przekaz, odnośnie rzekomo wysokich wycen amerykańskich akcji czy wskaźnika Buffetta, który ponoć bije na alarm - otóż sam Warren Buffett powiedział kilka lat temu, że przy zerowych stopach procentowych nawet wskaźnik C/Z=100 dla całego rynku byłby uzasadniony 😊

Słynny noblista Robert Shiller, autor słynnego CAPE czyli średniego, 10-letniego C/Z, skorygowanego o inflację, ostatnio przyznał, że pomimo wysokiego odczytu na poziomie 34, amerykańskie akcje w relacji do rentowności obligacji są...najtańsze od początku lat 80-tych... Nie wykluczyłbym zupełnie tezy, że faktycznie przed nami jeszcze kolejne 20 lat megatrendu, podczas którego akcje nie będą miały konkurencji (obligacje i lokaty bankowe nie będą nawet pokrywały inflacji).

Z inwestorskim pozdrowieniem,

Albert "Longterm" Rokicki
Email: kontakt@longterm.pl
Kanał Youtube: www.youtube.com/user/alrokas
Fanpage na Facebooku: www.facebook.com/longtermblog
Twitter: https://twitter.com/Longterm44