Przegraliśmy bitwę ale nie wojnę

Największe obawy powoduje rzecz jasna kryzys na Ukrainie. Bazując na historii, to tego rodzaju lokalne konflikty, o ile nie przeradzają się w wojny światowe, nie miały wcale negatywnego wpływu na giełdy akcji - oczywiście oprócz krajów na których terytorium one się toczyły. Pisałem o tym w poprzednim wpisie: http://stary.longterm.pl//jaki-wplyw-na-gielde-akcji-ma-wojna/ . W takim razie, na przynajmniej kilkanaście miesięcy, żeby nie powiedzieć lat, na straty spisałbym rynek ukraiński i to niezależnie czy wojna tam wybuchnie czy nie, ponieważ gospodarka jest w stanie większej ruiny niż grecka w 2011 roku. Spółki ukraińskie mają na szczęście bardzo śladowy udział w naszym głównym indeksie WIG: Astarta (0,12%), IMC (0,03%), Milkiland (0,02%), Coal Energy (0,01%) - nawet zatem jeśli wszystkie by zbankrutowały i ich kapitalizacja spadła do zera to WIG straciłby z tego powodu całe 0,2%. Oczywiście nie należy przeceniać efektu psychologicznego, na zasadzie "spółki ukraińskie lecą po kilkadziesiąt procent dziennie - to samo może się stać z moimi, polskimi" - tak może niestety pomyśleć większość inwestorów. Uważam że w związku z powyższym, wiele mniejszych spółek o małej płynności może znaleźć się wtedy pod dużym obstrzałem. Uważam że o wiele lepiej poradziłyby sobie duże spółki z porzuconego przez ostatni rok WIG20, szczególnie te, które deklarują wypłatę przyzwoitej dywidendy. Jak ewentualna wojna u wschodnich sąsiadów może wpłynąć na polski rynek akcji? Ewentualna wojna o ile wybuchnie, bardzo szybko przyjmie moim zdaniem formę walk partyzanckich, które przez rosyjską opinię publiczną byłyby z pewnością przedstawiane jako ataki terrorystyczne. Wróciłaby wtedy legenda Stepana Bandery - ukraińskiego powstańca - kata zarówno Rosjan jak i Polaków (szacuje się że zamordował ok. 100 tysięcy naszych rodaków). Ze względu na to że Ukraina ogłosiłaby pewnie kapitulację po około 2-3 tygodniach walk a Jaceniuk i Kliczko uciekliby do Londynu lub Waszyngtonu, to ewentualna wojna przybrałaby formę walk partyzanckich, podobnych do tych jakie odbywały się przez ponad 10 lat w Iraku oraz obecnie w Afganistanie. W przypadku takiego, czarnego scenariusza zmaterializowałaby się niestety wizja naszego ministra spraw zagranicznych - Radosława Sikorskiego, który ujął to w pamiętnych słowach "jak nie podpiszecie, to będziecie mieli tutaj armie, czołgi i wszyscy będziecie martwi!". Wtedy jak wiadomo opozycja ukraińska posłuchała i podpisała. Byłoby to zatem sytuacja tragiczna, gdyby pomimo tego, że podpisali, nakreślony przez Sikorskiego scenariusz się zrealizował. Mógłby być to niestety  dość długotrwały konflikt a kolejne wybuchy bomb pułapek, sporadyczne wymiany ognia mogłyby obciążać rynek akcji miesiącami, zanim ten po prostu by się na to uodpornił. Warren Buffett swoje pierwsze akcje kupił tydzień po atakach na Pearl Harbour czyli mniej więcej w połowie grudnia 1941 roku. Od tamtej pory musiał przeżyć z pewnością bolesny dla siebie zjazd głównego indeksu Dow Jones o 20% - akcje poszczególnych spółek zakupionych przez nastoletniego wtedy Buffetta (musiał pewnie poprosić o to swojego Tatę, który był maklerem) straciły pewnie 40-50% swojej wartości... Dołek został ustanowiony 28 kwietnia kolejnego roku na 92,90 punktach. Od tego dnia amerykański Dow Jones wzrósł o 173 razy do dzisiejszych 16 000 punktów (13.03.2014) czyli 17 200% (słownie: siedemnaście tysięcy dwieście procent!). Gdyby 12-to letni wtedy Warren Buffett załamał się w kwietniu 1942 roku na absolutnym dołku i zrezygnował z giełdy, to z pewnością nie byłby teraz tym kim jest. To wtedy - w 1941 i 1942 roku kształtowała się psychika i charakter wielkiego mistrza. Jedni się poddają i dają sobie spokój - innych początkowa porażka czy niepowodzenie wzmacnia i wyzwala z nich to co najlepsze. Warren Buffett zarobił swoje pierwsze 100 tysięcy dolarów w 1955 roku, startując z 10 tysiącami własnych oszczędności w 1949 roku. Potem jak wiadomo założył własny fundusz, początkowo korzystając z pożyczek od ojca i znajomych, zbudował jedną z największych fortun w historii ludzkości i to praktycznie z niczego - startował w 1941 roku z jakimiś kieszonkowymi zaskórniakami, później w 1949 roku ze wspomnianą już powyżej dychą. Podsumowując należy stwierdzić, że przegraliśmy bitwę ale absolutnie nie przegraliśmy wojny! Uważam że należy starać się obecnie być takim odpowiednikiem młodego Warrena Buffetta - być może jesteśmy w 1941 roku, a być może już w 1949 roku, kiedy młody Amerykanin zaczynał inwestowanie na poważnie, mając już za sobą początkowe porażki i  bagaż niezbędnych doświadczeń. Wielkie, spotykane raz na pokolenie okazje inwestycyjne otwierają się przed nami otworem - należy jedynie zachować cierpliwość i być zdeterminowanym na osiągnięcie sukcesu, tak bardzo jak  zdeterminowanym był 65 lat temu Warren Buffett. Pamiętajmy że bitwy przegrywali najwięksi w historii - przegrywał Aleksander Wielki w Indiach, Cezar na początku w Galii oraz później zmuszony się wycofać z pierwszego starcia z Pompejuszem Wielkim, przegrywał nasz Piłsudski, przegrywał też i to bardzo mocno Józef Stalin, tuż przed wielkim, historycznym tryumfem w "Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej". Albert "Longterm" Rokicki Analityk (Niezależny) Rynków Finansowych Kontakt z autorem: kontakt@longterm.pl Fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/longtermblog Kanał Youtube: http://www.youtube.com/user/alrokas