Inwestowanie a psychika cz. I
O dziwo w literaturze tematu, bardzo rzadko można znaleźć fragmenty czy nawet wzmianki poświęcone właśnie temu nieco przemilczanemu i pomijanemu aspektowi działalności inwestycyjnej. Dlaczego to jest takie ważne i czemu tak często pomijane? Zdrowia nie kupisz Dlaczego w naszej kulturze mówi się "pozdrawiam" czy też podczas spotkania ze znajomymi prosimy aby "pozdrowić" inne znajome nam osoby? W kulturze anglosaskiej tego się nie robi, gdyż zastępuje się ten zwrot poprzez "mybest regards" (ang: wyrazy uszanowania), "send my love" (ang: w dosłownym tłum.: prześlij moją miłość) czy też zwykłe "say hi" (ang: najbardziej potoczny odpowiednik naszego "pozdrawiam": powiedz cześć). Czyżby Anglicy, Irlandczycy, Australijczycy, Kanadyjczycy i Amerykanie nie przykładali tak dużej wagi do zdrowia jak Polacy? Być może tak jest ale moim zdaniem powód jest inny. Gdy Amerykanina zapyta się "How are you?" (ang. jak się masz?) to choćby umierał na łożu śmierci odpowie "I'm fine thanks" (ang: dobrze, dziękuje). W kulturze anglosaskiej po prostu nie wypada być chorym - ktoś chory to ktoś gorszy, a już chory, który użala się nad sobą jest odbierany jako ostatni nieudacznik. Z pozoru jest to objaw bardzo zdrowego społeczeństwa, w którym panuje darwinizm społeczny - w myśl zasady ewolucji mówiącej że "tylko najsilniejsze jednostki przetrwają". Niestety rzeczywistość jest zgoła odmienna, gdyż kosztem tego nienaturalnego pozerstwa, społeczeństwo amerykańskie jest bardzo obciążone psychicznie. Podobno w USA ilość osób korzystających z psychologów, psychoterapeutów czy nawet psychiatrów jest najwyższa na świecie i przybiera niespotykane rozmiary wobec jakichkolwiek standardów. Dodatkowo w USA jest bodaj najwięcej rozwodów, gdyż jeśli nawet we własnym domu najbliższe sobie osoby muszą grać, że wszystko u nich jest super i że wszystko jest idealne, to ciężko jest przetrwać jakikolwiek moment nieidealny czyli taki w którym zachwiana zostaje ta wmówiona przez wychowanie idylla. Każdy problem, każdy powód dla którego Amerykanin musi kłamać że "Im fine, thanks", prowadzi do coraz większych wyrzutów sumienia. Podobno udawanie że jest się zdrowym jak jest się chorym wyczerpuje nasz umysł w sposób porównywalny jak sama choroba, zatem grając zdrowego, Amerykanin podwaja sobie obciążenie własnego organizmu. Należy mieć również na uwadze że według ostatnich badań, bardzo duża część naszych schorzeń ma podłoże tzw. "psychosomatyczne" czyli jest wyimaginowane przez nasz własny umysł i jest ostatecznym narzędziem obronnym, jaki nasz umysł do nas wysyła - krzyczy wtedy do nas "zatrzymaj się! nie rób tego! musisz w końcu zwolnić!" W tym momencie odniosę się do psychiki inwestora giełdowego, który właśnie robi bardzo często dokładnie to co Amerykanie czyli udaje że wszystko jest świetnie jak nie jest. Pomimo że ponosi stratę na transakcji wmawia sam sobie że to tylko przejściowe, że zaraz sytuacja się odwróci i że wyjdzie jednak na plus. Z moich własnych doświadczeń mogę śmiało powiedzieć że często nasze ego wmawia nam tak nawet pomimo że nasz rozum twierdzi inaczej i bez problemu przyznaje się do błędu! Kiedy ten przytłoczony przez nasze wielkie ego, stłamszony i zamknięty gdzieś w piwnicy umysł jest już bezradny to wysyła swoją tajną broń ostateczną - chorobę psychosomatyczną. Ja po wielu latach przeżywam to z pewną idealną regularnością i wiem że kiedy jak to się mówi "coś mnie bierze" to nie trzeba będzie długo czekać na spadki na giełdzie. Kiedyś nie rozumiałem dlaczego zazwyczaj mniejsze lub większe przeziębienia zbiegały się akurat z niekorzystną sytuacją na giełdzie. Wiązałem to początkowo ze stresem, który intensywnie się nasila kiedy nasza strategia inwestycyjna się nie sprawdza, zyski topnieją lub zamieniają się w stratę. Po latach stwierdziłem jednak że owszem, stres odgrywa tutaj bardzo dużą rolę ale on jest już właściwie efektem wtórnym - pierwotnym jest sygnał wysyłany z mojej podświadomości krzyczący wręcz "mylisz się - racjonalnie myśląc nie podjąłbyś takiej decyzji!" Pamiętam jak jeszcze kiedy pracowałem na etacie, to bardzo często chorowałem - praktycznie co roku przynajmniej jeden tydzień leżałem w łóżku z gorączką, poza tym często miałem mniejsze lub większe przeziębienia. Nigdy nie zapomnę jak we wrześniu 2008 roku, który był całkiem ciepły i słoneczny, złapał mnie jakiś straszny wirus i przez ponad tydzień miałem stan podgorączkowy a katar dosłownie lał mi się z nosa. Owszem - parę innych osób też wtedy zachorowało ale teraz po latach wiem już z całą pewnością, że mój umysł ostrzegał mnie przez upadkiem banku Lehman Brothers. Na tamtym etapie mojej inwestorskiej kariery bardzo dużo czytałem, szczególnie amerykańskie portale, słuchałem dużo wypowiedzi słynnych analityków i inwestorów. To wszystko podało jak na tacy komputerowi jakim jest mój umysł banalny wniosek że banki w USA zaraz zaczną upadać jeden po drugim. Niestety moje butne ego, negowało te racjonalne podejście niezależnego umysłu i grało w zaparte. Na reakcję mojego organizmu nie trzeba było czekać zbyt długo - ponad tydzień "psychosomatycznej grypy" gdy pogoda za oknem nakazywała jazdę na rowerze lub pływanie na otwartym basenie... Czy teraz choruje? Możecie mi wierzyć lub nie ale od czasu kiedy zrezygnowałem z pracy zawodowej na etacie praktycznie zupełnie nie choruje (odpukać w niemalowane drewno!). Jedynym powodem dla którego stawiłem się przez ostatnie 2 lata w ośrodku służby zdrowia była skręcona kostka podczas gry w kosza. Po niej nastąpiły spadki w USA zaraz po wprowadzeniu QE3 ale nie podejrzewam aby moim życiem sterowano aż w tak wyrafinowany sposób :-) Jak mogę zinterpretować fakt że prawdopodobnie cieszę się najlepszym zdrowiem za mojego życia? Otóż mój zupełnie postronnie zachowujący się umysł nie musi mi już wysyłać żadnych sygnałów ostrzegawczych, gdyż nie popełniam już głupich błędów jak w przeszłości - nie żyję w sprzeczności z samym sobą. Kiedy jestem wkurzony lub coś mnie boli a ktoś zapyta jak się czuję, to nie udaje że wszystko jest w porządku ale bez problemu odpowiem że "a wiesz dzisiaj chujowo"...mój umysł zatem potwierdza że to co robię jest zgodne z moim DNA, że ego niczego mi sztucznie nie narzuca a wszelkie moje działania są zgodne z moją naturą - jakie by one nie były i czy się one komuś podobają czy nie. Nie ma chyba bowiem nic gorszego niż człowiek, który wiecznie coś udaje i żyje w wyimaginowanym świecie własnych iluzji. W religii często spotyka się stwierdzenie że "prawda nas wyzwoli" i ja to na własnej skórze już odczułem dawno temu. Od czasu kiedy postępuje w całkowitej zgodzie z samym sobą, kiedy jestem sobą i robię to co kocham, uwolniłem się od wielu schorzeń. Analogicznie - inwestor giełdowy osiągnie najwyższe stadium wtajemniczenia, kiedy nie będzie kierował się swoim ego a pozwoli spokojnie kalkulować swojemu umysłowi - mamy według mnie najlepszy z dostępnych na świecie komputer osobisty w postaci naszego rozumu, który wciąż w tak niskim stopniu wykorzystujemy i któremu nie ufamy. Ja jestem niezmiernie szczęśliwy że w końcu się do niego przekonałem - choć kiedyś było trudno :-) Kolejny artykuł z tego cyklu: Aktualnosci.html