Być zwyciężonym i nie ulec, to zwycięstwo
Kiedy zaczynałem moją przygodę z inwestowaniem nie miałem praktycznie żadnego przygotowania poza tym czego mogłem się nauczyć podczas niecałych 4 lat studiów na wydziale ekonomii. Miałem szczęście mieć za wykładowcę między innymi Pana prof. dr hab. Mieczysława Puławskiego, który uczestniczył w budowaniu naszego rynku finansowego tuż po przemianach ustrojowych. Był zaangażowany między innymi bezpośrednio w tworzenie naszej Giełdy Papierów Wartościowych, zasiadając później w jej radzie nadzorczej, jak i później w radach kilku spółek giełdowych, między innymi w PGNIG. To on przypomniał mi o mojej młodzieńczej fascynacji giełdą. Kiedy powstawała w 1991 roku, miałem zaledwie 14 lat ale już wtedy pouczałem moją Panią od historii w podstawówce że słaby Złoty jest korzystny dla naszych eksporterów i zwiększa konkurencyjność polskiej gospodarki. Moja Mama kupowała wtedy codziennie nieistniejący już dziennik „Sztandar młodych”, w którym na przedostatniej stronie dziennikarze zaczęli prowadzić „Grę giełdową”. Zacząłem wtedy jako 14 a później 15-latek aktywnie kupować i sprzedawać akcje w tej pierwszej lub jednej z pierwszych wirtualnej grze giełdowej. Tak złożyłem moje pierwsze w życiu zlecenie maklerskie i stałem się przez moment wirtualnym posiadaczem przedsiębiorstwa. Krosno, Tonsil, Exbud – tych spółek już na naszej giełdzie nie ma, ale gdzieś w mojej głowie wciąż są one obecne mocno w pamięci, ze względu na to że to były pierwsze akcje na jakich grałem w tej mojej nastoletniej przygodzie. Potem w liceum porzuciłem tą dziwną jak na nastolatka pasję ze względu na to że wygrał sport. Koszykówka pojawiła się w Polsce za sprawą pierwszych transmisji amerykańskiej ligi NBA. Pamiętam do dziś pierwsze pojedynki „Magica” Johnsona z Michaelem Jordanem i zdobycie pierwszego mistrzostwa przez Chicago Bulls w 1991 roku. Można śmiało powiedzieć że koszykówka NBA wygrała z giełdą i przez długi moment moim marzeniem było stanie się pierwszym polskim zawodnikiem w tej najlepszej lidze świata. Okazuje się że to marzenie dzieliłem z wieloma moimi rówieśnikami, którzy po latach przyznają się do tego w rozmowach i wspomnieniach. Móc robić to co się kocha i jeszcze zarabiać gigantyczne pieniądze? Któż o tym nie marzył? W liceum wręcz kochałem grę w kosza i byłem skłonny dla tej czynności poświęcić praktycznie wszystko. Nic więc dziwnego że giełda zeszła na plan dalszy i stopniowo została przeze mnie całkowicie wykasowana ze świadomości. Nie śledziłem jej, nie miałem pojęcia o tym czy w danym okresie panuje hossa czy bessa. Nie zdawałem sobie sprawy że z roku na rok przybywa po kilkanaście nowych spółek i że ta początkowa grupka 5 spółek rozrasta się na największy rynek w regionie Europy Środkowej i Wschodniej. Moja pasja powróciła dopiero na IV roku studiów, kiedy to pod wpływem wyżej wymienionego profesora Puławskiego oraz kolegi z roku, który aktywnie grał na giełdzie, postanowiłem otworzyć mój własny, prawdziwy rachunek maklerski. Z pewnych względów niektóre wydarzenia pamiętamy do końca życia bardzo dobrze i możemy je sobie w każdej chwili odtworzyć w pamięci. Ja potrafię tak uczynić z moim wspomnieniem otwierania własnego rachunku. Kilkudziesięcio-minutowa rozmowa z maklerem, typowanie pierwszych spółek, jak wyglądał Pan makler, że miał okulary, to w co byłem wtedy ubrany, jaka była pogoda na zewnątrz, dosłownie wszystko jest wyryte w mojej głowie i widzę to dosyć wyraźnie. Na początku 2000 roku postanowiłem zaryzykować i zainwestowałem moje praktycznie całe oszczędności studenckie w akcje Elektrimu i Budimexu. Wybrałem wtedy największy polski konglomerat oraz największą polską spółkę budowlaną. Niestety po pewnym czasie Budimex zaczął mnie rozczarowywać zachowaniem swojego kursu, a coraz więcej pozytywnych wiadomości pojawiało się odnośnie drugiej mojej spółki czyli Elektrimu. Postanowiłem bez większego namysłu sprzedać wszystkie akcje budowlanego giganta i zainwestować całość środków w największą na tamte czasy polską firmę – Elektrim. Pamiętam jak dziś że cena akcji była wtedy w okolicach 53 zł i za tyle mniej więcej zakupiłem swoje udziały. Przez kolejne miesiące obserwowałem stały, praktycznie nieprzerywany żadną korektę spadek ceny swoich akcji. Nie byłem w stanie nic zrobić i ciągle powtarzałem sobie iż jest już tak tanio że zaraz nastąpi oczekiwane od dawna odbicie. W końcu był to przecież największy polski konglomerat, mający bardzo wartościowy majątek, posiadający w grupie wiele spółek, przez co działalność firmy była bardzo zdywersyfikowana. Niestety kurs akcji w przeciągu około 2 lat spadł z 53 zł do jedynie symbolicznej „złotówki”. Ten spektakularny spadek o 98% był jak się później okazało najlepszą lekcją jaką mogłem dostać od rynku. Dowiedziałem się jak bezwzględnym środowiskiem jest giełda akcji i jak wiele jeszcze muszę się uczyć i zdobywać doświadczenia żeby na nim w ogóle przetrwać, nie myśląc nawet o zarabianiu. Wiele osób w takim właśnie momencie się załamuje i wycofuje z giełdy mówiąc sobie że „to nie jest dla mnie”. Ja postąpiłem niestety wtedy podobnie. Wyleciałem do Stanów Zjednoczonych zaraz po obronie pracy magisterskiej w czerwcu 2001 roku i zaprzestałem jakiegokolwiek śledzenia rynku akcji na grubo ponad 3 lata. Podczas mojego pierwszego podejścia do rynku akcji popełniłem cały szereg szkolnych błędów, które większość początkujących inwestorów popełnia. Po pierwsze kupiłem za cały kapitał akcje tylko jednej spółki. O ile teraz z akcji Budimexu miałbym ok. 200% zysku pomimo dwóch bess po drodze, to Elektrim zbankrutował i został wycofany z giełdy. Gdybym zatem dokonał nawet tej minimalnej dywersyfikacji portfela i pozostawił moje 50% kapitału w Budimexie to dziś byłbym na 50% plusie, nawet zakładając że na Elektrimie straciłbym wszystko choć tak nie było. Po drugie nie ustawiłem zlecenia Stop Loss, które mogłoby automatycznie przynajmniej na chwilę wyrzucić mnie z rynku i miałbym moment na chłodną ocenę mojej inwestycji. Ciągle się łudząc i czekając na odbicie popełniłem typowy błąd amatora, który pozwala małej stracie zamienić się w utratę prawie całego kapitału. Trzeci błąd jak popełniłem to zainwestowanie pieniędzy w akcje konglomeratu czyli przedsiębiorstwa złożonego z wielu różnych firm, często prowadzących zupełnie inną działalność gospodarczą. Taki jak ja to nazywam „obrośnięty tłuszczem organizm” najczęściej staje się z czasem niemożliwy do sprawnego i efektywnego zarządzania oraz stwarza wielkie ryzyko przeinwestowania środków. Od czasu lekcji z Elektrimem staram się unikać konglomeratów jak diabeł święconej wody, mało tego, unikam firm z brakiem jasno określonej podstawowej działalności. Ostatnim i chyba największym błędem było odpuszczenie giełdy i zaprzestanie obserwowania notowań i podejmowania dalszych transakcji. W USA udało mi się zarobić o wiele większy kapitał i gdybym wtedy czyli w latach 2002-2003 ulokował go nawet w mój przeceniony Elektrim to miałbym szansę na pomnożenie go nawet o ponad 1000%. Spółka Elektrim wzrosła bowiem w dość szybkim czasie z 1 zł na 10 zł a później była notowana nawet po 14 zł. Ja wycofałem się z niej po cenie ok. 12 zł ale wciąż żałuje że mając kapitał nie zainwestowałem gdy była skrajnie wyprzedzana, dając mi okazję na odrobienie strat a nawet zarobienie naprawdę dużych pieniędzy. Z tych wszystkich błędów jakie popełniłem najbardziej żałuje właśnie tego ostatniego. POWYŻSZY TEKST TO PRZEDMOWA DO E-BOOKA "INWESTUJ LONGTERM" MOJEGO AUTORSTWA. JEŚLI CHCESZ PRZECZYTAĆ DALSZY CIĄG, W KTÓRYM PRZEDSTAWIAM TAJNIKI MOJEGO WARSZTATU INWESTORA TO ZACHĘCAM DO ZAKUPU POPRZEZ SYSTEM BEZPIECZNYCH PŁATNOŚCI ON LINE DOTPAY.PL (LINK PONIŻEJ):shop/E-Book-Inwestuj-Longterm.html