Co zrobi Draghi a czego rynek się nie spodziewa?
trzeba żeby uratować Euro" nadzieje na szybkie rozwiązanie kryzysu zostały bardzo rozbudzone. Ale czy tak naprawdę waluta Euro jest zagrożona? Nie. To nie jest jeszcze według mnie sytuacja podbramkowa, w której należy się zastanawiać czy faulować zawodnika w polu karnym i ewentualnie liczyć na obronę rzutu karnego przez bramkarza. Jeszcze za wcześnie - mecz się toczy i można go wygrać nawet pomimo straty jednego gola. Takie przekonanie mają Niemcy - nie faulować, pozwolić grze się toczyć swoim torem i pomimo chwilowej porażki nie tracić jeszcze teraz jednego zawodnika (takie drastyczne rozwiązania byłyby konieczne w dogrywce albo w końcówkach meczów ale nie teraz). Innymi słowy i przekładając to na język ekonomiczny - Niemcy najchętniej chcieliby zupełnie uniknąć jakiegokolwiek drukowania pieniędzy przez ECB, a jeśli już to nie teraz kiedy jeszcze jest w miarę dobrze, a zachować takie niekonwencjonalne metody na tzw. "czarną godzinę". Teraz nie ma absolutnie czarnej godziny - giełdy akcji mają się dobrze, ropa naftowa na swoich szczytach, obligacje niemieckie są uważane za najbezpieczniejsze na świecie (sic!). Jaki powód mają mieć Niemcy żeby drukować? Żaden - powtarzam żaden, a mało tego, taka sytuacje w której Grecja, Hiszpania i Włochy mają problemy, sprawia że to oni są w pozycji wygranej. Pamiętajmy że każdy stymulus czy to w USA czy Wielkiej Brytanii sprowadza się do osłabienia swojej waluty i obniżenia rentowności swoich obligacji. Tak właśnie mają teraz Niemcy - oni mają swój stymulus, tak samo Holandia, Szwajcaria, Austria i Finlandia (nic dziwnego że się też sprzeciwia). Teraz zastanówmy się co się stanie jak kryzys się skończy - Euro się bardzo agresywnie umocni przez co Niemcy i reszta ich obozu stracą konkurencyjność, rentowności ich obligacji podskoczą o kilka punktów procentowych. Kryzys przeniesie się wtedy stopniowo z południa Europy na jej Północ. Po co zatem pomagać już teraz południu, które przecież samo sobie na taki los zasłużyło? Ja osobiście popieram obóz niemiecki, gdyż w długim terminie to on jest słuszny. Robię to niejako wbrew swoim interesom, gdyż być może na hossę na akcjach przyjdzie poczekać dłużej ale ja nie chcę hossy na 1-2 lata. Ja chcę pokoleniowej, a ta uzależniona jest od twardych reform w europejskich gospodarkach i miejmy nadzieję że i w Polsce. Kibicuje zatem szefowi Bundesbanku Jensowi Weidmannowi żeby zaszantażował skutecznie Draghiego przed szaleństwem "pomagania bankrutom". Lepszy krótkoterminowy ból niż długotrwały marazm ala japońska deflacyjna stagnacja. W przyszłości niezłym pomysłem byłyby Euroobligacje ale pod warunkiem że PIIGS oczyszczą swoje bilanse i wtedy owszem ECB będzie miał pełne prawa do skupu. Takie moje zdanie jako ekonomisty ale teraz należy zastanowić się jak decyzja Draghiego przełoży się na rynek. Według mnie cokolwiek by nie powiedział to według mnie większe prawdopodobieństwo jest na pierwszy ruch w dół, bo rynki już zdyskontowały bardzo dużo, więc ewentualne rozczarowanie może być brutalne.