Jeszcze nie tym razem?
Ostatnimi czasy taki powiew optymizmu mogliśmy poczuć po rajdzie, który wyniósł indeks największych spółek o zdrowe 14,5% od dołka na 2009. Ostatecznie dotarliśmy na 2302 w bardzo krótkim czasie - nieco ponad miesiąc. Należy sobie w tym miejscu uświadomić jedną podstawową rzecz, a mianowicie że giełda nie jest w stanie rosnąć nieprzerwanie aż w tak silnym tempie. Średnia roczna stopa zwrotu z głównych indeksów oscyluje w okolicach 12-15% więc tempo z jakim mieliśmy do czynienia w czerwcu jest zwyczajnie nie do utrzymania. Tak jak bolid Formuły 1 musli co pewien czas zjechać do boksu na zmianę opon czy tankowanie, tak giełda akcji również musi mieć momenty odpoczynku. Inwestorzy o naturze czysto spekulacyjnej muszą opuścić rynek, poczekać na wyprzedanie i ponownie powrócić na rynek na niższych poziomach, które wydadzą się im już atrakcyjne. Uważam że po chwilowej korekcie rynek powróci do silnych wzrostów. Jak głęboka może być korekta o ile spadki z piątku będą kontynuowane? Z dużym prawdopodobieństwem można zakładać że wyprzedaż zatrzyma się na 2100. Osobiście jednak zachowuje jednak dość duży sceptycyzm nawet wobec takiego scenariusza. Moim zdaniem prawdopodobieństwo krótkoterminowych spadków wynosi 60%, czyli nieco za mało żeby taki scenariusz oficjalnie ogłaszać i się nim kierować w podejmowaniu swoich decyzji inwestycyjnych. To co nakazuje mi być bardzo zdystansowanym do ewentualnych spadków, to skrajne zniechęcenie do giełdy akcji polskiego społeczeństwa i powszechnie panujący pesymizm. Ostatni sondaż amerykańskich inwestorów indywidualnych AAII również potwierdza moje założenie, gdyż udział byków wyniósł zaledwie 22,2% (sic!) Jak wiadomo inwestor giełdowy powinien zachowywać się kontrariańsko czyli podchodzić do rynku przeciwnie niż większość. Dodatkowo niezwykle krzepiącym dla mnie zjawiskiem jest fakt że praktycznie ze świecą szukać analityka, który stawiałby na wzrosty na giełdzie, nie mówiąc już o poprawie w realnej gospodarce. Ostatnio poddał się nawet słynny amerykański inwestor - Warren Buffett, który stwierdził że nie zakłada ożywienia w gospodarce, która jak się wyraził okaże się "płaska" w najbliższych kwartałach. Ciężko się nie zgodzić z ekonomistami i analitykami odnośnie stanu światowej gospodarki. Gdzie by nie spojrzeć mamy wyraźne spowolnienie (USA, Chiny, Niemcy,Polska) lub nawet recesję (kraje PIIGS). Jednak giełda akcji chodzi swoimi własnymi ścieżkami i wyprzedza przyszłość o okres od 6 do 9 miesięcy. W 2007 roku wyprzedziła wydarzenia o grubo ponad rok, gdyż wyraźne spowolnienie mieliśmy dopiero w I kwartale 2009 roku. Tym razem uważam że w sierpniu ubiegłego roku giełda zdyskontowała spowolnienie, które trwa obecnie. Ostatni dołek w maju był według mnie momentem krytycznym, dyskontującym załamanie w gospodarce w IV kwartale, być może również w początkowych miesiącach 2013 roku, kiedy to będą napływać najgorsze dane makroekonomiczne. Ewentualne wzrosty będą świadczyły o tym że giełda dyskontuje poprawę w II i III kwartale przyszłego roku. To wtedy uczestnicy rynku mogą być zaskakiwani wzrostem gospodarczym w krajach PIIGS (sic!), co może być dla wielu osób nie związanych z ekonomią wręcz szokiem. Podobnie było przecież z krajami Bałtyckimi (Litwa, Łotwa, Estonia) - negatywnymi bohaterami poprzedniego kryzysu z lat 2007-2009. Po wprowadzeniu drakońskich cięć w wydatkach kraje te wróciły na ścieżkę szybkiego wzrostu. Ktoś może powiedzieć że to były wzrosty z niskiej bazy, obniżonej straszliwą recesją ale należy pamiętać że wzrost jest wzrostem i rynek reaguje na niego pozytywnie. W przypadku krajów PIIGS nie będzie to z pewnością wzrost imponujący ale nawet skromne +2% r/r może być już odebrane jako wielki sukces reform i lansowane w mediach jako ostateczne zwycięstwo nad kryzysem. Nie ma kryzysów które by się nie kończyły, nie ma też kryzysów czy krachów giełdowych, które wszyscy by przewidzieli. Należy pamiętać również o tym że noc jest najciemniejsza przed samym świtem...