Obama selloff
To właśnie wtedy, kiedy kulminacja strachu przed tym co przed nami w 2013 roku sięgała niemalże zenitu, popełniłem tekst na blogu pt. "Obama rally" . Napisałem w nim że jestem zdania iż z "dwojga złego" lepszy dla światowej gospodarki na tym etapie, a tym samym dla giełdy akcji, był wybór wspomnianego Afroamerykanina urodzonego na Hawajach. Od czasu napisania artykułu indeks S&P 500 wzrósł zdrowe 7,5%, natomiast licząc od idealnego dołka na 1343 zyskał już ponad 10%.
Co godne odnotowania, wczoraj wieczorem indeks ten zdołał z zadziwiającą łatwością nie tylko pokonać poprzedni szczyt ale jeszcze go utrzymać na koniec sesji i to właściwie za pierwszym podejściem (sic!). Niedźwiedzie na Wall Street praktycznie nie istnieją i wszystko wskazuje że wywiesiły "białą flagę". Muszę jednak zdecydowanie podkreślić iż to są momenty bardzo miłe dla byków i powodujące u nich poczucie tryumfu i zadowolenia, ale niestety zazwyczaj są zwiastunami końca rajdu. Należy się zastanowić kto teraz odbiera od zawodowców na tych poziomach, odległych zaledwie 6,5% od szczytów historycznych. W zdecydowanej większości są to w mojej opinii ludzie, którzy cały 2011 i 2012 rok siedzieli ukryci głęboko w tzw. "bezpiecznych przystaniach" czyli w obligacjach krajów rozwiniętych takich jak USA, Wielka Brytania i Niemcy oraz w walutach takich jak japoński Jen, Frank szwajcarski oraz w złocie. To właśnie na nich czekali z utęsknieniem Wall Street Pros i teraz myślę że szykują się powoli do udzielenia lekcji tymże inwestorom, którzy obudzili się po 4 latach wzrostów na giełdzie i zdecydowali się w końcu wychylić z bezpiecznej nory:) Tak niestety działa rynek że ktoś ostatni musi zgasić światło na końcu każdego rajdu i tym razem nie będzie niespodzianki - to nie zawodowcy zostaną z towarem ale lekarze, inżynierowie, biznesmeni pijani sukcesem płynącym z gazu łupkowego oraz...zagraniczni inwestorzy - fani Apple, Google czy Facebooka... A teraz koniec żartów - w poniedziałek zaprzysiężenie Barracka Obamy na drugą kadencje i małe przypomnienie z przed 4 lat: 20 styczeń 2009 i S&P 500 tąpnął -5,3%. To nie był niestety koniec przeceny gdyż od dnia przysięgi Afroamerykanina S&P 500 oddał aż 17% by złapać dno ostateczne w pamiętnym marcu 2009 na 666 punktach. Piszę to nie dlatego aby kogokolwiek straszyć ale chciałbym zwrócić uwagę na moim zdaniem bardzo poważne zagrożenie powiedziałbym nawet "krachogenne":-)