Polska...25 lat później

25 lat temu wszystko było inne. Mało kto wie z dzisiejszych nastolatków, że zbierało się puszki. Nie, wcale nie w celu ich sprzedaży jako złom czy w trosce o naszą planetę jako kultywowanie idei recyklingu. Po prostu stawiało się puszki po zachodnich piwach wszędzie gdzie było miejsce - najczęściej na kredensach, szafach itd. Była to forma dekoracji w tak ubogiej, we wszelkiego rodzaju kolorowe upiększenia, epoce komunizmu. Taka puszka po Heinekenie, Dubie czy Fostersie, to był powiew innego świata, krainy do której nigdy być może nie będzie nam dane się dostać. Byliśmy w tym sensie dosłownie jak Indianie, którym przybysze zza Oceanu pokazywali lusterko czy whiskey :-)

Pociąg z butelkami Pamiętam że jednym z moich głównych źródeł utrzymania jako 11 -latka było zbieranie butelek. No nie - tym razem wcale nie w celu postawienia ich w domu jako dekoracje :-) Otóż w czasach komunizmu były punkty skupu butelek - od mleka, piwa, oranżady, po Ptysiu - każda miała inną cenę. Można było nieźle zarobić jeśli miało się dobry patent. Ja z moim kumplem wymyśliliśmy taki - wchodziliśmy do pociągów na Dworcu Zachodnim a wysiadaliśmy na Centralnym i jeździliśmy tam i z powrotem (jak Hobbici :-)) Praktycznie w każdym przedziale ktoś miał puste butelki a i puszki zachodnich browców się zdarzały. To była żyła złota - jeśli wtedy byłaby giełda, to z pewnością zadebiutowalibyśmy na New Connect! Codziennie siatki się dosłownie uginały i zgarnialiśmy niezły hajs z moim przyjacielem Sokołem. Niestety to pociągowe eldorado skończyło się z hukiem, kiedy w końcu złapał na konduktor i...zamiast wlepić mandat za jazdę na gapę, zgłosić nas do SOK na najbliższej stacji a Ci by przekazali Milicji Obywatelskiej (wtedy tak nazywała się Policja), ten kazał nam oddawać butelki i spierdalać...pamiętam że zastosował nawet niezły trick psychologiczny - pociąg stał w tym tunelu zaraz po wyjeździe z Centralnego w kierunku Pragi. Było tam ciemno jak w dupie u Murzyna, a przecież w każdej chwili mógł nadjechać pociąg z naprzeciwka. Konduktor przedstawił nam krótkie ultimatum: "albo oddajecie mi butelki, albo tutaj wypad i spierdalajcie z nimi". Popatrzyliśmy z Sokołem na ciemny, złowrogi tunel i ze smutkiem skinęliśmy głowami i oddaliśmy swoje cenne łupy. Dzisiaj bym pewnie powiedział konduktorowi "spadaj Pan - to moje butelki, ja wychodzę". "Albercik wychodzimy!" krzyknąłby mój kompan :-) Tego dnia nie jedliśmy Snickersa ani Marsa.

Mars lub Snickers w ustach to był szpan Pamiętam jak miałem 2 dolary w kieszeni i jechałem do jednego z warszawskich Pewexów (sklepów gdzie można było płacić wyłącznie walutą obcą) przy Alejach Jerozolimskich - teraz tam jest lumpeks i starzy Warszawiacy z pewnością wiedzą który mam na myśli. Miałem wtedy wybór - albo kupuje Matchboxa (ile można mieć Mercedesów cabrio czy ciężarówek?) albo kupuje Marsa lub Snickersa. Wybierałem batoniki z polewą z prawdziwej czekolady. Ale to było pyszne, ciągnący się karmel dodawał niebywałego smaku i powodował prawdziwą ekstazę dla kogoś wychowanego na czekoladopodobnych wyrobach (i to dostępnych wyłącznie na kartki!). To było wrażenie większe niż jak pierwszy raz napiłem się alkoholu, zdecydowanie lepsze niż kiedy pierwszy raz zaciągnąłem się papierosem ( a fuj !) i z pewnością lepsze niż pierwsze buchy marihuany (wtedy nie było jeszcze skuna). Ale wcale nie chodziło o smak!!! Po zakupie Snickersa lub Marsa przyjechałem na swoje osiedle i powoli delektowałem się przysmakiem, skupiając na sobie zazdrosne wzroki przechodniów, dla których to co jadłem to byłyby całkiem duże zakupy w "Społem" lub kilka par butów. Zawiść jak widać była zawsze :-) Pamiętam że już jako nastolatek aby zaszpanować i przypodobać się dziewczynom z klasy jadłem ostentacyjnie takie małe deserki czekoladowe z bitą śmietaną - były już dostępne za gruby hajs - te takie sprzedawana w plastykowych, przezroczystych kubeczkach. Kiedyś z tym samym kumplem - Sokołem kupiliśmy i wnieśliśmy je w kieszeniach do Teatru, gdzie potem oglądaliśmy operetkę "Bal w Sawoju" - pamiętam to jak dziś. Spóźniliśmy się chyba też celowo i wyjęliśmy nasze deserki po czym rozpoczęliśmy powolną konsumpcję. Dziewczyny nie mogły się już od tamtego momentu zupełnie skupić na operetce, bo nie mogły się powstrzymać i non stop się gapiły z marzeniem o tym, żeby móc choćby polizać :-)

CDN...

Author image

Albert Rokicki

Niezależny analityk rynku akcji. Magister Ekonomii. Własny kapitał inwestuje na polskiej giełdzie od 2000 roku. Jestem inwestorem długoterminowym i będę zawsze to podkreślał.
  • Warszawa
czas czytania: 5 min.

Lubawa - analiza spółki

czas czytania: 2 min.

Spółki prowzrostowe 04-08.11.2013

Pomyślnie zasubskrybowałeś Longterm
Świetnie! Następnie, dokończ proces zakupów, aby uzyskać pełen dostęp do Longterm
Witaj z powrotem! Zalogowano pomyślnie.
Sukces! Twoje konto zostało w pełni aktywowane, teraz masz dostęp do całej zawartości. Sprawdź swój e-mail, jeśli jeszcze nie jesteś zalogowany.