Hossa będzie wielka albo nie będzie jej wcale
Hossa będzie wielka albo nie będzie jej wcale. Parafrazując słynne słowa Józefa Piłsudskiego warto się zastanowić nad ich głębokim sensem. Jeśli ponownie czeka nas tylko mały rynek byka, trwający góra 2 lata i który sprowadzi WIG tylko do rekordu historycznego może nieznacznie go naruszając, to społeczeństwo się zniechęci do inwestowania w polskie akcje i wybierze alternatywy w postaci akcji amerykańskich, niemieckich, australijskich a może nawet chińskich oraz oczywiście kryptowalut. Nie chcę być złym prorokiem ale w przypadku pokoju na Ukrainie i zdjęcia sankcji z Rosji a co za tym idzie wznowienia handlu na tamtejszej giełdzie nawet giełda moskiewska może okazać się wtenczas atrakcyjniejsza od naszej (sic!) - tak niestety działa cyniczny kapitalizm, że z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc chęć zarobku wygrywa nad honorem czy osobistymi animozjami. Czy bogaty Francuz albo Niemiec będzie się zastanawiał czy zainwestować w Polsce (za zasługi moralne) czy w przecenionej ekstremalnie Rosji, szczególnie jeśli nastąpiłaby tam zmiana władzy? To tylko temat poboczny, który chciałem poruszyć, przypominający że jednak Rosja była dla nas poważnym konkurentem w regionie i w momencie powrotu normalnych stosunków z Zachodem będzie zasysać bardzo dużo kapitału, bo przecież popyt na kluczowe surowce nie osłabnie w kolejnych latach a wręcz wzrośnie. Dla nas paradoksalnie przedłużająca wojna na Ukrainie pod wym względem jest korzystna z punktu widzenia rynku kapitałowego i zdaję sobie sprawę że mój pogląd może wydawać się kontrowersyjny i wręcz niehumanitarny - stwierdzam po prostu fakty - nasz największy konkurent w regionie na własne życzenie został zbanowany przez cały świat Zachodu a ich giełda zamknięta jak po rewolucji październikowej. Turcja też nie wydaje się poważnym rynkiem do inwestycji dla tłustych kotów z Wall Street bo Erdogan jest skłócony z USA, nieprzewidywalny a inflacja wciąż tam szaleje i wynosi 50% (sic!). Węgry i Czechy są za małe (praktycznie tylko kilka płynnych spółek) i to samo tyczy się Austrii, zatem inwestycyjnie zostajemy w Europie Środkowej i Wschodniej praktycznie tylko my.
Wyceny polskich spółek są śmiesznie tanie i dość powiedzieć, że wskaźnik C/Z Shillera (CASE) czyli średni C/Z za ostatnie 10 lat z uwzględnieniem inflacji (biorący pod uwagę zyski realne a nie nominalne) wynosi dla polskiego rynku zaledwie 8 wobec 29 dla USA (!). To trochę tak jakby mieszkanie w centrum Warszawy mogło się spłacić po 8 latach z wynajmu (!) - w USA takie samo "umowne" mieszkanie złożone z paczki dobrych spółek zwróciłoby się po prawie 30 latach...Musimy zatem być wyjątkowo zdeterminowani aby wykorzystać tę epokową szansę i wyjść w końcu z cienia wielkich sąsiadów, rozpocząć na poważnie drogę do uzyskania prawdziwego statusu rynku rozwiniętego (developed market) i być traktowani na równi z takimi rynkami jak Izrael i Korea Południowa. Jestem głęboko przekonany że wszystko ma swój sens i trudności jakie napotykaliśmy na polskim rynku przez ostatnie kilkanaście lat miały na celu wzmocnienie nas i wymuszenie koniecznych zmian na lepsze. Czasem musi pojawić się drapieżnik aby stado przestało żyć w mentalności ciepłego, uległego baranka na usługach obcych ale aby zrozumiało jak wielki ma niewykorzystany potencjał. Możemy być nowym Izraelem, nową Koreą Południową, nowymi Niemcami - jestem o tym przekonany i chcę być częścią tego procesu w kolejnych latach, bo to trudności, przeciwności losu poprzez ich przezwyciężanie kształtują charakter.
Ciężkie czasy tworzą silnych ludzi.
"Im cięższa bitwa tym słodsze zwycięstwo" Arystoteles
Z inwestorskim pozdrowieniem!